Po dosc niewygodnej podrozy malym golfem II za 1800 som z Toktogula o 24.00 znalezlismy sie pod brama katolickiego kosciola w Jalal-Abadzie ktory prowadza polscy misjonarze, ks. Krzysztof i brat Damian, tam tez przyszlo nam nocowac. Niestety w skutek niedogadania sie pierwsza noc przespalismy na sciagnietej zaslonie polozonej na ziemi. Dziewczeta oczywiscie nie zawiodly i tylko ja posiadalem spiwor tak wiec w czworke pod jednym spiworkiem zapadlismy w sen. Rano obudzilismy sie i odrazu mozna bylo zauwazyc ze ogrod otaczajacy nasza salke w ktorej spalismy pomimo swej prostoty jest czyms naprawde wspanialym szczegolna uwage zwracaly pieknie kwitnace roze (ta fotka jest specjelnie dla Ciebie Dziadku). O 10.00 w salce zaczely sie zajecia z angielskiego dla dzieci a my po szybkim sniadaniu w ogrodowej kuchni ruszylismu na spotkanie jadacej z Oszu Izy i w poszukiwaniu czegokolwiek co zabierze nas do Arslanbobu, gdzie znajduje sie najwiekszy na swiecie las orzechowy (orzech wloski).
Jalal-Abad jest czyms zupelnie innym niz Biszkek, tu mozna juz poczuc typowo wschodni klimat miasta, dzieki bazarom, roslinnosci i ogromnej mniejszosci uzbeckiej (ok 30%). Kolejna sprawa ktora jest przeciekawa i przezabawna (szczegolnie dla mnie) to ilosc Tico na drodze. Tak wiec Jalalabad jest potulnie nazywany przez Kirgizow Ticostanem.
Po spotkaniu z Iza probowalismy znalezc takse do Arslanbobu lecz wszyscy kierowcy nie chcieli byc zbytnio szczerzy i uczciwi podajac nam zawyrzone ceny, a gdy juz wydawalo sie ze dochodzimy do konsensusu samochodem okazywalo sie Tico :) Jeden pan twierdzil ze bez problemu sie zmiescimy w 6 osob w jego Tico gdyz jego egzemplarz zostal specjalnie poszerzony :) . Koniec koncow wybralismy sie na Awtostajanke i tam znalezlismy Taksowkarza z dzwiecznym imieniem Nurik ktory swoja piekna Honda Odysey wzial nas za 150 som od osoby do ArslanBobu i dogadalismy sie na kolejne pojezdki z nim do Oszu i z powrotem do Biszkeku w zamian za pewne skidki.
O Arslanabobie pozwole sobie pomilczec poniewaz bylo to sliczne miejsce ktorego nie mozna opisac wiec moze niech fotki same obronia to miejsce. Powiem tylko ze przewodnik Lonely Planet duzo sie nie mylil, opisujac to miejsce jako prawie raj na ziemi.
Wieczorem po zwiedzeniu wszystkich miejscowych atrakcji wrocilismy znow do Jalal-Abadu na wieczorne spotkanie z Ilia. Ktory po konferencji YAF SOros stal sie naszym najlepszym czlowiekiem w tym miescie. I jesli sie kiedys uda warto sprobowac wyciagnac go do Polski, lub pomoc mu wyrwac sie na jakies stypendium.
Znow pozna noc i powrot na nasz koscielna salke, tyle ze tym razem juz z materacami, poduszkami i koludrami ktore przygotowal nam ks. Krzysztof, w nocy byla jeszcze tylko okropna burza, a rankiem wyruszylismy w Osz... z Nurikiem kane6no... :)