W srode zostalismy zaproszeni przez naszego pewnego znajomego na maly trip do Kanionu Alamedin, ktory znajduje sie jakies 30 km od Biszkeku i jest drugim obok Ala-Archy najblizszym stolicy parkiem narodowym.
Jednak nazwa park narodowy niewiele mowi chyba miejscowym, ktorzy najnormalniej w swiecie wyrzucaja tam smieci. Co prawda im glebiej tym jest ich coraz mniej az w ogole znikaja, ale sam wjazd, skupiajac sie tylko na czystosci jest straszny, ale o tym wiecej mowil nie bede.
O 7.30 rano zgarnela nas Lada Niva i zabralismy sie w 5 na przechadzke po parku. Sama podroz gdyby nie fakt staromodnej maszyny oraz stylu jazdy drajwera nie bylby interesujacy i wart wspomnienia, pare razy nam zgasla, odpadl tlumik ale jak to sie mowi na sowieckie maszyny "gniotsa nie lamiotsa" i taka tez byla nasza. Czego by jednak nie mowic prawdziwa samochodowa przygoda zdarzyla nam sie w drodze powrotnej. Pierwszy raz w zyciu dane mi bylo prowadzic Lade i to jeszcze po kretej gorskiej drodze z milionem dziur (jesli oczywiscie byl asfalt, ktory co rusz sie konczy to zaczynal).
Sama przechadzka w jedna strone zajela nam 3,5 h pod gorke az wyladowalismy na naprawde konkretnej gorze i zjedlismy tam sniadanio obiad. Powrot to 2h znow przez sniegi, roztopy i blota (tym razem wiecej blota bo snieg prawie calkowicie sie rozpuscil w poludnie). Ciezko cokolwiek powiedziec o tym wyjsciu, poniewaz nie mozna oddac slowami tych widokow jakie nas tam urzekly. Strzeliste gory konczace sie w chmurach, rzeki, dolinki wszystko to skladalo sie na naprawde surowy ale piekny Landschaft :) Zreszto wszytsko bedzie na zdjeciach. Aaaa i dodam ze ja wywalilem sie tylko 2 razy i nie w bloto jak cala reszta bandy!!!
-