W sobote pomimo wczesniejszego odsdzania nas od wiary i czci przez nasze dziewczeta o godzinie 11 (z minutami) wybralismy sie razem z Gaetanem, Iza i Noemi na nasza pierwsza inauguracyjna wspinaczke ktora powinni przejsc wszyscy poczatkujacy... czyli my, czyli jak sama nazwa mowi na pik Uczytiela.
Taksowka za jedynE 450 somow dostalismy sie do parku narodowego Ala archa, pozniej 4h wspinaczki i dreptania pod gorke, na 3500m npm ktore naprawde niewykfalifikowanemu piechurowi jak ja daje mocno w kosc. Po drodze mija sie wszystko co mozna zobaczyc w gorach lasy, rzeki, w koncu (jeszcze zamarzniete) wodospady, snieg po pas, lodowce i przecudne ale i lekko przerazajace biale szczyty, z ktorych tylko Bog wie ile razy spada lawina, czy tez jakis czlowieczyna ;)
Po dojsci do domu/schroniska Racek na ow rzeczonej wysokosci 3,5tys m. dopadla mnie po raz pierwszy w zyciu choroba wysokosciowa. I tak polozylem sie spac o 21.00 z okropnym bolem glowy i brzucha dopijajac resztki wody oraz nie konczac nawet kolacji. Z zacisnietymi w rece painkillerami od Gaetana, na kakoj to sluczaj.
Nastepnego dnia bylo znacznie lepiej, za to Gaetan umieral i odebral swoje tableteczki i zaaplikowal je zostajac w schronisku i nie ruszajac sie wyzej. Natomiast my po drobnych preparacjach (gotowanie sniegu na herbatke itp) ruszylismy w dalsza droge. Niestety po 1,5 h ja rowniez poczulem echo wczorajszego bolu i zbyt krotkiej adaptacji, tak wiec wrocilem. Dziewczyny rzucily sie dalej, jednakze po kolejnych 200 m rowniez zrezygnowaly i zeszly.... obiecalismy sobie jednak ze w maju jeszcze powrocimy a wtedy zaden pik nie bedzie juz dla nas niezdobyty.